Rozstanie pary w znaczeniu finansowym. To nie są takie rzadkie pytania. Jak na forum to zwykle anonimowo, część woli od razu napisać „na priva” lub na email kontaktowy. Scenariusz jest zwykle podobny: nasze drogi życiowe się rozeszły, a kwestie finansowe zostawiliśmy na później. I to później już nadeszło, a my nadal nie możemy się finansowo rozstać. Jak sobie z tym poradzić? Co zrobić, aby nie popełnić kosztownych błędów?
Wszystko mieliśmy wspólne…
Ale nie tylko majątek (aktywa), ale również zobowiązania (kredyty). Z tym pierwszy niby powinno pójść łatwo. Oczywiście o ile strony są zgodne i nie muszą majątku „pomagać” podzielić im adwokaci lub sąd. Generalnie wiele tutaj zależy od dobrej woli stron. Jeżeli jest, to sprawa do załatwienia. W wielu sytuacjach tak niestety nie jest i wtedy pojawiają się problemy, strony robią sobie na złość itp. To oczywiście mocno komplikuje sprawę.
Zupełnie inaczej jest z zobowiązaniami. W szczególności tymi, których nie można spłacić aktywami (np. posiadaną gotówką lub płynnym majątkiem). Bo jeżeli są kredyty, ale również gotówka na rachunkach to temat do załatwienia. Podobnie z kredytami, które są zabezpieczone (nieruchomości lub nawet np. samochód). Można przecież sprzedać, spłacić kredyt i podzielić się tym co zostanie. To oczywiście przypadek najłatwiejszy. Ale przecież może być tak, że jedna ze stron nieruchomości sprzedać nie chce, gdyż planuje w niej zostać. A kredyt na jej zakup został zaciągnięty wspólnie. Lub także para może stwierdzić, że nadal powinny tam mieszkać dzieci. Bo są przyzwyczajone i nie winne takiej lub innej sytuacji. Powody pozostawienia nieruchomości „w rodzinie” mogą być różne.
Podział kredytu
Przede wszystkim, NIE zostawiaj kwestii związanych z wspólnym kredytem hipotecznym, nieruchomością do załatwienia na później. Jest takie brzydkie stwierdzenie, że kredyt związuje bardziej niż dziecko. W przypadku dzieci pozostaje ustalenie opieki, alimentów itp… kwestii. Dogadują się ex małżonkowie (jeżeli było to małżeństwo) a sąd jedynie zadba o to, aby dzieci były jak najmniej pokrzywdzone. Na tyle na ile to możliwe. Gdyż dobro dzieci jest przecież najważniejsze!
„Podział” kredytu niestety nie przebiega tak łatwo. Pamiętamy, że jest to zobowiązanie solidarne. Każdy ma prawa i obowiązki, w szczególności polegające na spłacie rat zgodnie z harmonogramem. Dla banku nie ma bowiem znaczenia kto z kredytobiorców spłaca zobowiązanie. Czy robi to jedno z nich czy razem, ale w częściach. Rata ma być spłacana i już. Decyzja sądu czy jakieś osobiste ustalenia tego nie zmienią.
Dlatego też tak dużym błędem jest zostawianie spraw finansowych (w szczególności kredytów) do załatwienia później, kiedyś w przyszłości. Aby uniknąć problemów należy to załatwić od razu, przy rozstaniu. Bez znaczenia czy był to związek małżeński czy taki nieformalny. Umowa kredytowa w obydwu przypadkach jest taka sama.
Możliwe opcje
O najprostszej już wspomniałem. Sprzedaż nieruchomości, spłata kredytu i podział tego co zostanie. Jednak w wielu sytuacjach jedna ze stron chce mieszkanie lub dom zatrzymać. Oczywiście jest to możliwe, ale pod warunkiem że przejmie również nieruchomość i cały kredyt. To jest do zrobienia, ale musi mieć zdolność kredytową. Nie ma tutaj znaczenia czy samodzielnie czy z kimś trzecim.
Jeżeli ta zdolność jest wtedy jeden z ex małżonków staje się właścicielem nieruchomości i całego kredytu. Odkupuje od drugiej osoby udział. Co jednak w sytuacji, gdy tej zdolności nie posiada? Jest w stanie finansowo spłacać całą ratę, ale zdolności nie ma. Najczęściej strony dogadują się ze sobą czyli nic z tym nie robimy, ty mieszkasz i będziesz spłacać dalej ratę, a bankowi nie powiemy o tym, że nasza sytuacja się zmieniła.
Można i tak, może to trwać nawet wiele lat i sytuacja sama niejako się rozwiąże, gdyż kredyt zostanie spłacony i bank zwolni hipotekę. Wcześniej oczywiście warto też zadbać o przeniesienie własności nieruchomości.
Co się może nie udać?
Taka życiowa sytuacja (prawdziwa, miała miejsce, pewnie były ich setki i każda nieco inna). Para miała wspólny dom i kredyt na niego. Jednak (z różnych przyczyn) ich drogi życiowe się rozeszły. Nie mieli ślubu więc nie było tematu rozwodu. Ale kredyt przecież był wspólny. Aby sobie „nie komplikować życia” postanowili, że ona nadal będzie tam mieszkać i dlatego bierze na siebie spłatę rat kredytu. Trwało to przez dłuższy czas i wszystko było dobrze. W tzw. międzyczasie ona poznała kogoś nowego, pojawiły się kolejne dzieci. Najpierw urlop macierzyński, następnie wychowawczy (ona bez dochodu). Jednak jej nowy konkubent stwierdził, że nie będzie płacił raty, bo to przecież…. nie jego kredyt. Zaczęły przychodzić monity i wezwania do zapłaty. Jednak nie tylko do niej, ale również do faceta, z którym wcześniej była i podpisała umowę kredytową. Dla banku kompletnie nie miało znaczenia jak się dogadali, kto mieszka i kto miał spłacać raty. Kredyt był (i jest) wspólny i rata miała być płacona. Monity nie pomogły i bank rozpoczął procedurę windykacyjną. Ale pamiętamy, że ona nie ma dochodu, poza tym dzieci na utrzymaniu. Jej konkubent kredytobiorcą nie był więc cała sytuacja go nie dotyczyła.
Windykacja ma to do siebie, że bank chce odzyskać swoje pieniądze. Najlepiej jak najniższym kosztem i im szybciej tym lepiej. Zabezpieczeniem kredytu był dom, ale również kredytobiorca miał stałą pensję. Bankowi łatwiej zająć pensję niż prowadzić windykację z zabezpieczenia kredytu (nieruchomość)!
Efekt taki, że ona mieszka z konkubentem (i dziećmi) natomiast jej ex (z którym się wcześniej przecież dogadała) de facto spłaca raty (windykacja z wynagrodzenia). Sytuacja nadal w toku. Ale jak widzicie ON (kredytobiorca) zdecydowanie źle na tym wychodzi…
Dlatego przy rozstaniu od razu załatwcie sprawy finansowe, aby nikt nie znalazł się w podobnej sytuacji. Bo liczenie na to, że jakoś to będzie, jakoś się wszystko ułoży może być mocno złudne.